11 grudnia, 2019

Wet na roślinkach

To będzie tekst trochę inny niż wszystkie i dotykający trochę bocznych aspektów mojej pracy, ale wydaje mi się, że jak najbardziej z nią związany. Postanowiłem o tym napisać w ramach ciekawej akcji RoślinnieJemy którą popieram całym sercem. Jeżeli Cię to nie interesuje, to przewiń dalej – chociaż moim zdaniem powinno.

Mimo, że nie studiuje prawa i nie uprawiam crossfitu jestem na diecie roślinnej. Na początku nie kierowały mną jakieś szlachetne powódki, wzniosłe hasła – nie oszukujmy się. Wybrałem ten model żywienia z powodów zdrowotnych, gdy już po pierwszym miesiącu zauważyłem sporą zmianę na plus w swoim samopoczuciu i energii życiowej. Od zawsze pracuje ciężko, czasem zdarzało się wyrobić ponad dwa etaty w miesiącu, czasem nawet i więcej… Zmiana diety sprawiła, że tej energii było więcej. Tendencja utrzymuje się do dziś. Do guru bycia fit brakuje mi mniej więcej tyle co do zostania astronautą, ale wiele informacji dotyczących roślinnej diety choćby w sporcie możecie przeczytać na VeganWorkout.org.PL lub Jasna Strona Mocy

Jako człowiek wykształcony i jednocześnie co jak co, funkcjonujący w branży medycznej interesowałem się tematem. Sporo czytałem itp. Z poszerzaniem wiedzy, podążało także poszerzanie świadomości. W pewnym momencie człowiek zadaje sobie pytanie – czemu jedne zwierzęta mają być do kochania, a czemu inne nie. Czemu tak z obrzydzeniem i chęcią zbiorowego linczu reagujemy na uderzanie psa łopatą, a ubój krowy bądź świni nas nie rusza? Czemu przemyt papugi w butelce po napoju sprawia, że chce nam się płakać, ale wiszące kury z obciętymi głowami to w sumie nic dziwnego?

Okazało się, że ze zwierząt stworzyliśmy produkt. Uprzedmiotowiliśmy je. Dla niektórych krowa i świnia to artykuł spożywczy, lądujący w koszu z zakupami tak samo jak makaron i dżem truskawkowy.
W moich postach często piszę o znęcaniu się nad zwierzętami, które leczę na co dzień. O porzuconych psach, trutych kotach, głodzonych świnkach morskich. To wielu porusza, działa na wewnętrzną wrażliwość. To są historie jednostkowe, z mojego podwórka. Czy jednak zdajecie sobie sprawę, że rocznie na świecie do rzeźni trafia 56 miliardów zwierząt? W samej Polsce jest to 470mln… Na mnie te liczby robią wrażenie. Smutne wrażenie, że chyba poszliśmy w tym wszystkim za daleko.

Połowa moich studiów to była nauka o „mięsie” i produktach pochodzenia zwierzęcego. Cały ten czas z naciskiem na „produkt”. Krowa ma numer, nie ma imienia. Partia produktu ma numer, nie nazwisko. Bywałem na fermach, w oborach, hodowlach i w rzeźniach i chociaż wszystko spełniało normy, to teraz moich osobistych nie spełnia. Udało się wyjrzeć poza produkt. Mnie to cieszy.
Wielu moich znajomych po latach jest zdziwionych, że Łuczak i roślinki. Sporo nie dowierza.

Sam spróbuj. Usiądź na spokojnie w domu i wyjrzyj ponad produkt. Skumaj, że pies na ruszcie w Yulin, za którym tak podpisujesz petycje, dla nich jest produktem jak dla Ciebie wiejski stół z dzikiem na ruszcie na weselu siostry. Wyzbądź się rasizmu gatunkowego. Tutaj nie ma czystych rączek.
Pamiętaj też, że humanitarna śmierć to tylko coś co uspokaja Ciebie i twoje sumienie, bo głównemu zainteresowanemu to nie robi już tak wielkiej różnicy.

Nie jestem jednak fanatykiem plującym na każdego w futrze na ulicy i szepczącym na rodzinnym obiedzie na ucho każdemu, że są mordercami. Każdy idzie przez życie po swojemu, ale uświadamiam jak mogę – najczęściej mówiąc dlaczego robię to sam i uważam, że jest to spoko. Każdy ma wybór, choć smutne, że wyboru nie mają zwierzęta rzeźne.
Mam kilku znajomych pracujących w tym przemyśle. Rozmawiamy normalnie, wymieniamy poglądy. Do tego zachęcam. Do zdrowego weganizmu/wegetarianizmu. Rozmowy nie kłótnie, argumenty nie wyzwiska.

Teraz nie potrafiłbym w dzień głaskać Azorka, a nocą chrupać krowę nr 52000. W mojej głowie przestało się to mieścić i stało się po prostu nie logiczne. Dorosłem do tego, doszedłem swoją drogą. Dzięki temu mam poczucie, że jako lekarz weterynarii robię jeszcze odrobinkę więcej dla zwierząt.
Temat jest naprawdę obszerny, wrócę do niego jeszcze. Nie poruszyłem chociażby kwestii jak bardzo ten przemysł jest szkodliwy dla naszej planety, że jesteśmy już w pewnym punkcie, z którego zaraz nie będzie odwrotu. Te wszystkie informacje są dostępne na wyciągnięcie ręki i kilku kliknięć w klawiaturę.
Wybierz swój aspekt dla którego chcesz chociażby ograniczyć produkty pochodzenia zwierzęcego: zdrowie, etyka, dobro o planetę – masz z czego wybierać. I tak, mówię tu o ograniczeniu, bo nie jestem radykałem. Niektórym taka dieta nie służy, lub wymaga kolosalnych poświęceń. Nie mniej jednak 4kg mięsa tygodniowo nie służy nikomu.
Dla zachęty, nie wrzucam zdjęć wypatroszonych zwierząt itp. tylko smaki, które możecie poznać jedząc roślinki. Enyoj!