9 kwietnia, 2019

„Pełnopłatne powołanie”

          Temat trochę już trochę „przeleżany”, bo naprawdę broniłem się rękami, nogami i czterema łapami by tego nie poruszać. Sprawa naprawdę śliska. Nie mniej jednak, po otrzymaniu po raz dwudziesty linku do artykułu, do którego się tutaj odniosę postanowiłem jednak sklecić dosłownie kilka zdań. Nie będę dawał tutaj linku, nie mam zamiaru promować tego procederu, więc tylko zarzucę wam o co w skrócie chodzi: Lekarz weterynarii, ma swój mały gabinet, okradają go często, nie ma na nic kasy, ma kredyt, ale co najważniejsze – leczy w dużej mierze za półdarmo/ darmo. Jak się okazało taka postawa w internecie jest wyznacznikiem powołania. Ten swoisty ascetyzm jest wyznacznikiem tego jak jesteś dobry w tym fachu, a każda złotówka mniej na rachunku świadczy o twoim profesjonalizmie. Nie dowierzałem. Myślę sobie, ckliwy temat – coś szlachetnego jest na rzeczy, ale ludzie tego nie kupią. Myliłem się. Komentarze i udostępnienia idą w setki. Wizyta za 20zł to powinien być złoty standard – skoro jeden lekarz tak może to czemu nie wszyscy? W komentarzach i udostępnieniach przewijają się setki historii o zdziercach, którzy śmieli brać za swoją pracę pieniądze, festiwal wyzwisk i pomyj w kierunku moich kolegów i koleżanek lekarzy, że od babci wziąć za leczenie jej Pikusia pieniądze to grzech śmiertelny. Ludzie, serio, powariowaliście?


Jako strona o szerokim zasięgu wrzucam konkretny apel i przekaz. Zastanówcie się dobrze czy wasze spojrzenie na nasz piękny zawód jest spojrzeniem właściwym. Bardzo mocno utarło się w świadomości ludzi, że posiadanie pewnej grupy cech jest wręcz niezbędne do wykonywania naszego zawodu. Empatia, chęć niesienia pomocy za wszelką cenę to według opinii publicznej niezmywalne cechy lekarza weterynarii, z których najlepiej by był egzamin, ewentualnie testy sprawdzające z możliwością odebrania prawa do wykonywania zawodu. Otóż nie moi drodzy. Wiem, że dużej ilości z was zburzę światopogląd, ale lekarz weterynarii ma być po prostu profesjonalistą. Tylko tyle i aż tyle. Empatia, to jest coś co pomaga wam, co wytwarza u opiekuna wrażenie, że skoro, tak kocha pieski i kotki to musi być w tym dobry. Dla waszego psa jednak „mysiopysiowanie”, targanie za uszkiem i wspólne łzy przy obcinaniu oberwanego paznokcia nie są tak ważne, jak profesjonalne, trzeźwe podejście osoby która to robi. Znam lekarzy, którzy są rewelacyjnymi fachowcami, ale podchodzą do zwierzęcia jak do zepsutego samochodu. Konsekwentnie, metodycznie, krok po kroku uzyskują diagnozę i wdrażają prawidłowe leczenie. Bez emocji, bez jakiś głębszych uczuć, ale fachowo. Ja to szanuję. Też powinniście. Z kolei na drugim biegunie są lekarze, którzy braki w wiedzy uzupełniają „przytulaskami”, acho-ochowaniem jaki cudny pieseczek i wręcz turlaniem się z nim na podłodze- kolejki mają na kilometry.


Zastanawia mnie to, wręcz dlaczego uważamy, że lekwet powinien darzyć uczuciem swoją pracę, bardziej niż traktować ją jak wyzwanie, jako nieustający wyścig z daną jednostką chorobową, zmaganie się także ze swoimi słabościami, rozwijaniem talentu. Zawsze pojawia się to stwierdzenie z tyłu głowy „Pan doktor to jest dobrym weterynarzem bo kocha te zwierzęta”, i jednocześnie pojawia mi się na twarzy uśmiech, gdy zastanawiam się czy jakiś proktolog usłyszał kiedyś, że jest dobry w tym co robi więc na pewno kocha zaglądać w tyłki. Dlaczego o tym piszę? Nie znam lekarza, z tamtego artykułu, nie jestem w stanie ocenić jego umiejętności i doświadczenia, nawet nie chcę. Czy zgadzam się by przyzwyczajać ludzi do tego, że zwierzę jest dla każdego i, że graniem na emocjach jesteśmy w stanie wyłudzać usługi? No z tym się nie zgadzam. Chciałbym jednak abyście moi drodzy zrozumieli i usunęli znak równości pomiędzy lekarzem leczącym za darmo, a profesjonalistą, tak samo jak ten znak równości pomiędzy wyłudzaniem, a długotrwałym leczeniem. Nie ma opcji by dzisiaj klepiąc biedę być pro. Sorry! Nie ma takiej opcji. Droga do bycia dobrym lekarzem to droga ciągłego samorozwoju, a ta nauka kosztuje i przy średniej cenie konferencji w granicach 500-600zł, a warsztatów od 1100 wzwyż jest to droga zabawa. Takich konferencji obstawiamy średnio 9-10 do roku, z warsztatami różnie, ale znam osoby co biorą udział w 2-3 eventach miesięcznie. Medycyna weterynaryjna to obecnie taki biznes, że gdy stoisz w miejscu to albo zostajesz przeciętniakiem w najlepszym wypadku, albo wypadasz z gry. Tak przynajmniej ja to widzę. Kwestii sprzętu nie będę nawet tykał, bo to co jest dobre i fajne teraz za 2 lata okazuje się już przestarzałe. Sprzęt jednak itp. itd. to nie jest problem lekarza, który nie prowadzi swojego biznesu, więc nie będę się nad tym rozwodził bo temat jest inny.

 

          Wydaje mi się, że nie jestem może najdroższym lekarzem, ale do tanich też nie należę, co jednak najważniejsze, opiekunowie zwierząt dostają ode mnie 100% tego za co płacą i po co przychodzą. Tego oczekuje od innych i to oferuje samemu. Wszystko co robię, opieram na swojej wiedzy i doświadczeniu. Nie jestem alfą i omegą- nie ma takich w tej branży. Jak ktoś mówi, że weterynaria nie ma przed nim tajemnic to po prostu kłamie. Kwestia to rzeczowe i szczere podejście do pracy. Właśnie w ten sposób określam fachowość wykonywanych usług, a nie przez pryzmat udzielonych mi rabatów, gratisów. Czy któraś z Pań wybrałaby się do fryzjera, który nie wiadomo czemu obcina włosy za 10zł? Jest tu jakaś odważna? A może kosmetyczka za 7,5?
Życzę moi drodzy- celnych fachowych diagnoz i jak najmniej chorowania u waszych zwierzaków. Lekarz twojego psa, kota, szczura czy jaszczurki nie musi go kochać, ma go szanować.