15 grudnia, 2022

Gdzie zaczyna się lekarz?

Znajomi z branży poprosili mnie o odniesienie się do tematu, który wzburzył dość znacząco środowisko lekarsko weterynaryjne. Chodzi tutaj o z pozoru błahą kwestię. Mianowicie o nazewnictwo. Z postu SKALPEL-Porozumienie Chirurgów wynika, że jeśli jesteś weterynarzem, to daleko Ci do lekarza – możesz nim co najwyżej zostać jak się pouczysz: „Jesteś weterynarzem, a chcesz zostać lekarzem?”

Nie chcę tutaj polaryzować bardziej. Pośród opiekunów naszych pacjentów zdarzają się przedstawiciele branży medycznej i tak jak wszędzie bywa różnie – od poczucia wyższości, bo przecież jestem PRAWDZIWYM lekarzem i tu jest gorzej, bo przecież ibuprom dla psa to świetny pomysł i paracetamol dla kota również – wszak to tacy „mali ludzie”, po przypadki bardzo fajne, gdzie odnosimy się do siebie z wzajemnym szacunkiem, traktujemy się na poważnie i rozumiemy wskazane zalecenia – wszak kto jak kto, ale lekarz medycyny ludzkiej wagę przestrzegania zaleceń znać powinien. Na szczęście tych drugich jest więcej 😊

Tym bardziej bolą posty na stronach prowadzonych przynajmniej z założenia przez medyków, które obniżają wartość naszego (często zdobytego w trudach) wykształcenia, umiejętności i kompetencji.
Budowanie wizerunku lekarza weterynarii to jest mozolny proces. Do pewnego czasu „weterynarz” kojarzył się z koniem, świnią, krową. Teraz wizerunek idzie już w stronę specjalisty – „lekarza”, a nie „weteryniorza”, a zakład leczenia zwierząt to nie jest tylko stół i stetoskop, tylko nowoczesna placówka świadcząca kompleksową pomoc.

Na co dzień diagnozujemy, badamy, przeprowadzamy zabiegi (coraz to bardziej skomplikowane), wykonujemy transfuzje i hospitalizujemy pacjentów. Nasze sale zabiegowe, coraz bardziej przypominają wasze, a metody diagnostyczne, którymi się posługujemy są naprawdę na wysokim poziomie.

Gdy umniejszają nam ludzie to w pewnym stopniu jest to zrozumiałe. Wszak lekarz w stereotypie negatywnie nastawionej osoby to „morderca i nieuk, siedzi w kieszeni bigpharmy, truje lekami”, a lekarz weterynarii to „rzeźnik i konował, siedzi w kieszeni firm produkujących karmy, truje lekami”. Z tym ciężko sobie poradzić, bo w naszych zawodach panuje wir negatywnych uczuć, odczuć i emocji, bo jest choroba, cierpienie, niemoc, czasem śmierć.
Dlatego tym bardziej – w czasach gdzie jest trudno, gdzie ludzie plują na lekarzy, a wracają do znachoruch lub szeptuch (do których „miszcz social mediów” z SKALPEL-Porozumienie Chirurgów nas przyrównał) powinniśmy się nawzajem szanować i pamiętać, że robimy to co robimy i znosimy to co znosimy dla dobra naszych pacjentów.

Codziennie nasz branża robi kolejne kroki naprzód, aby drogi właściciel Pikusia i Mruczka nie musiał mu kłaść tarota, „obserwować czy guz się nie powiększa”, albo robić lewatywy z wody świeconej czy witaminy C. I ja z tej mojej branży jestem dumny – Przemysław Łuczak, lekarz weterynarii.