26 marca, 2023

Czym jest empatia dla lekarza weterynarii?

Mówi się, że lekarz powinien być empatyczny. Lekarz weterynarii ponoć jeszcze bardziej, bo powinien się wczuwać w swojego pacjenta.
To nie jest moi drodzy tak do końca. Powinniśmy zrozumieć dwie ważne kwestie. Dwie definicje które bardzo mocno przez siebie przenikają, często stosowane równoważnie, choć różnice są znaczące, często kolosalnie znaczące dla lekarskiego komfortu psychicznego.

„Empatia to zdolność do odczuwania stanów psychicznych innych osób, a także umiejętność przyjęcia ich sposobu myślenia i zobaczenia rzeczywistości z ich perspektywy.” Spotkałem się z taką definicją. Moim zdaniem nie jest do końca odpowiednia.
To co chciałbym abyście zrozumieli, to pewna ważna modyfikacja tej definicji i podzielenie jej na dwie:
Współodczuwanie jako zdolność do odczuwania stanów psychicznych innych osób.

Empatia jako zdolność do przyjęcia sposobu myślenia i zobaczenia rzeczywistości z perspektywy drugiej osoby.
Czujecie różnicę? – a ja jeszcze nawet nie zdążyłem wrzucić do tego kwestii zwierząt – bo empatia zasadniczo dotyczy ludzi.
W stosunku do zwierząt nasze zdolności do rozumienia pewnych aspektów sprowadzają się do bólu, dyskomfortu i na odwrót – do komfortu i życia bez bólu.

Co to znaczy dla lekarza? Jeśli lekarz wybiera drogę współodczuwania to będzie to działało na krótką metę. Czasem jeden mocny, negatywny bodziec potrafi zmienić czyjeś życie. Jak lekarz ma funkcjonować gdy raz za razem, dzień za dniem będziesz się takimi bodźcami karmił? Jego łzy przy eutanazji, choroba zwierzęcia które leczy nie pozwalająca mu zasnąć, rozpamiętywanie czy dało się coś zrobić lepiej? Taki lekarz spełnia w oczach opiekuna definicję „lekarza z powołania”, ale czy oby na pewno nie robi sobie krzywdy?
Pacjent który odejdzie staje się w pewnym sensie duchem, który będzie go prześladował. Pracę mamy taką, że tych duchów będzie tylko przybywać. Im jest się lepszym, tym trafiają coraz trudniejsze przypadki, im te przypadki są trudniejsze, tym liczba zgonów większa – niezależnie od lekarza, chociaż może często uważać inaczej.

Lekarz empatyczny, ale nie współodczuwający to recepta na dłuższe życie w komforcie psychicznym. Rozumie potrzeby opiekuna, jego sytuacje, jego stres, strach i ból. Rozumiesz, że pacjent może cierpieć. Działa na dwóch polach, pomaga na dwóch polach. Zna potrzeby obu stron – wypracowuje korzystne kompromisy. To jest twoja praca, za to bierze wynagrodzenie, ale zostawia tą pracę wraz z odwieszeniem fartucha w szafie. Jest to jak najbardziej zdrowe podejście.

Jest też trzecia alternatywa. Leczysz przypadki. Każdy pacjent to numer. Nie jest to ukochany króliczek dziecka – jest to przypadek 234, a przyjaciel rodziny piesek Fafik to po prostu „5cm guz w okolicy lewego płuca, który trzeba zoperować”. To nie świadczy o tym lekarzu źle. Jeśli wykonuje swoją pracę uczciwie i skutecznie, na podstawie najnowocześniejszej wiedzy i robi to dobrze, to też jest to super! Bo cmokanie do pacjenta i mizianie po brzuszku to raczej rzecz dla opiekuna niż dla zwierzęcia w zaawansowanej chorobie nowotworowej. Fakt, na pewno taką twarz profesjonalisty będzie widać, będzie wywoływać pewne konflikty z opiekunami, ale nie czyni z niego złego lekarza.
W swoim życiu poznałem wielu specjalistów, którzy wykonywali kosmiczne zabiegi, stawiali odważne, acz trafne diagnozy, ale nie mieli kolorowych fartuszków i pudełka smaczków na biurku. Poznałem też lekarzy, który byli „kochanymi ciumcium ciociami i wujciami malutkich futrzastych pyszczuni niuniuni”, a nie wyszli dalej niż pakiet szczepień i leczenie kaszlu. Do obu ustawiały się duże kolejki. Do każdego z nich w innym celu i innymi oczekiwaniami. Dla każdego z nas jest miejsce w przyrodzie. Póki pomagamy – jest dobrze, gorzej jeśli pomagamy oddając powolutku kawałek siebie, aż po kilku latach jedyne co znajdzie w swojej głębi to pustkę, bo cała radość powędrowała razem z naszymi pacjentami za tęczowy most.